Oni nie są szczęśliwi. Oni tylko tak myślą.

Ludzie mają tendencję do szukania czegoś, co da im szczęście. Może być to cokolwiek: rodzina, religia, praca, wykształcenie, ładny wygląd. Co jednak kiedy rodzina się rozpada? Szef planuje wyrzucić Nas z pracy? Nie idzie Nam na studiach itp.? Moim zdaniem najważniejszy w życiu jest umiar i zdrowy dystans do wszystkiego. Szczęściem nie są inni ludzie, przedmioty czy sytuacje. Szczęście tworzymy sami. Nie ma idealnego wzoru na szczęście. Wiele osób myśli: Chcę być jak ona, wtedy będę szczęśliwa. BŁĄD. Osoba co do której aspirujemy bardzo często ma więcej zmartwień, kompleksów niż my sami. Prostym przykładem- takim z życia- jest szczupła sylwetka: ważę tyle ile sobie założyłam/założyłam ale co będzie, kiedy nie dam rady powstrzymać się przed zjedzeniem tego czy tamtego. Myślenie takiej osoby jest wówczas bardzo wypaczone. Spostrzega nie tylko siebie, swoje ciało pod kątem chudość/szczupłość/grubość, ale zaczyna się porównywanie się z innymi. Taka rywalizacja nie doprowadziła jeszcze do niczego dobrego. ZAWSZE znajdzie się osoba, która ma szczuplejsze nogi, lepiej się ubiera, stać ją na więcej. ALE w danej chwili nie interesuje Nas, że dana osoba może mieć poważne problemy ze zdrowiem (psychicznym, fizycznym),- liczy się tylko to, że jest chuda i ja też tak chcę. Koncentrujemy cały swój wysiłek, uwagę na osiągnięcie czegoś, co złudnie nazywamy szczęściem. Wszystko po to, aby na mecie przekonać się, że więcej straciliśmy niż zyskaliśmy. Nie mówię tu o osobach, dla których sylwetka jest ważna, ale nie ważniejsza niż przyjaciele, znajomi. Mówię o tych, którzy popadają lub popadli w chorobę. Zawsze staram się odróżnić te dwie rzeczy. Można zafiksować się na czymś, ale jednocześnie nie tracić kontaktu z rzeczywistością. Dla mnie jest to trudne do zrozumienia. Może dlatego, że nie potrafiłam mieć dystansu do tego, co działo się z moim ciałem po przebytej chorobie. Fizyczne objawy anoreksji są stosunkowo łatwe do zniwelowania. Wystarczy zacząć... Dużo gorzej z naprawieniem szkód, jakie ta choroba wyrządza w psychice.Wbrew temu, co sądzi większość ludzi, anorektycy nie unikają myślenia o jedzeniu. Jedzenie staje się obsesją, trudno więc o nim nie myśleć. Lęk przed tym, że w momencie, kiedy zacznę jeść, nie będą mogła skończyć sprawiał, że wolałam wcale nie zaczynać. Stopniowo pozbywałam się wszystkich znaczących osób z mojego życia. Myśli były zajęte czymś innym. Po co miałam spotykać się ze znajomymi skoro nie miałabym z nimi żadnych tematów do rozmowy? Nawet jeżeli nie było to prawdą i jakiś temat zawsze by się znalazł to czułam jak wszyscy się ode mnie odwracają. Usłyszałam raz (nie bezpośrednio od osoby, która to powiedziała) takie zdanie "Ta anorektyczka ma bogatych rodziców i wymyśla sobie choroby". NIGDY nie chciałam wywyższać się tym, że może faktycznie w tamtym czasie było stać mnie na więcej. Przypominam sobie okres gimnazjum/liceum i nie mogę za cholerę zrozumieć dlaczego ktoś mógł pomyśleć, że jest mi w życiu łatwiej niż jemu. Pieniądze nie rozwiązują żadnych problemów. Niektórzy powiedzą, że ich brak też nie, ale jeżeli człowiek ma tylko pieniądze, nie ma żadnego wsparcia to problemy pojawiają się jeden za drugim.
 Przywykłam do tego, że nigdy nie byłam i pewnie nie będę osobą lubianą, taką o której względy ktoś będzie zabiegał. Ciągle szukałam winy w sobie. Dopiero na studiach (lepiej późno niż wcale...) zrozumiałam, że jeżeli ktoś nie zaakceptuje mnie taką, jaka jestem to nigdy nie poczuję się wartościową osobą. Myślenie o przeszłości o tych wszystkich przykrych słowach i wydarzeniach, sprawiało że na nowo zaczynałam popadać w obłęd. Ludziom wydaje się, że inni nie zauważają ich słów, gestów, że zdanie wypowiedziane w mniejszym czy większym gronie znajomych, w tym gronie pozostanie. To nie jest tak, że obarczam winą osoby z którymi w tamtym czasie miałam jeszcze w miarę stabilny kontakt. Chodzi mi bardziej o to, że widziałam, słyszałam od nich (bezpośrednio), że nie chcą mieć ze mną nic wspólnego. 
Przechodząc do sedna. W związku z tym, że przekonałam się na własnej skórze, że znajomi/przyjaciele są z nami tylko wtedy, gdy jest dobrze, zaczęłam pomagać ludziom na forum internetowym. Kolejnym krokiem było założenie tego bloga. Nie miał na celu promować mnie wśród znajomych/osób której znają mnie z widzenia. Głównym celem było motywowanie tych osób, które zostały pozostawione same sobie do tego, by w końcu zaczęły cieszyć się życiem i nie zważać na to, co pomyślą o NAS inni. Większość z Nas była kiedyś w związku, który z różnych przyczyn się zakończył. Ten koniec jest na tyle bolesny, że osoba, która była dla Nas całym światem, nagle znika z powierzchni ziemi... dosłownie. Obwiniamy siebie lub drugą osobę, że zerwała z Nami relację, która była czymś ważnym, o ile nie najważniejszym. To nie jest tylko koniec miłości. Jest to koniec istnienia tej osoby dla Nas, bo albo odpowie Nam "Cześć" na ulicy, albo odwróci głowę i pójdzie dalej. Starta przyjaciela niczym się od tego nie różni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1