wpis osobisty.

Pierwszy post po długiej przerwie w pisaniu bloga. Przerwa w pisaniu, nie oznaczała przerwy w moim życiu. Wręcz przeciwnie, działo się bardzo dużo, część rzeczy zachowam dla siebie, częścią chciałabym się jednak podzielić. 
Nie będę pisała o sesji, każdy student wie, że jest to czas pełen niepewności, zwątpień, często wysiłków, które mogą przechodzić ludzkie pojęcie. Tak jest w moim przypadku- 9 egzaminów, za mną dopiero 4, a ja już nie mam siły. Swoje robi też bezsenność, 30 godzin nauki tylko po to, żeby nie kontaktować w dniu egzaminu i go oblać (?). Często zadaję sobie pytanie - PO CO? Po co uczyć się po 12-15 godzin dziennie, skoro nawet 8/9 zdanych egzaminów nie da mi pewności, że ten jeden poprawię, albo że nie przydarzy się coś niespodziewanego w następnym semestrze, albo jeszcze następnym. Jednak jest to temat, którego będzie dotyczył zapewne oddzielny post. 

Na początku, muszę zaznaczyć, że ten post nie ma na celu obrażenia kogokolwiek lub wymuszania na kimś jakichkolwiek decyzji w kwestii rozstania się/powrotu do byłego partnera/partnerki.

Czy związek w którym jeden z partnerów poniża drugiego (w domyśle partner/partnerka) ma sens?
Jest to wyjściowe pytanie, które każdy z Nas powinien sobie zadać, kiedy czujemy, że coś w naszym związku zaczyna się psuć lub psuje już od dłuższego czasu. Zwlekałam z tym pytaniem od bardzo dawna. Czasami jesteśmy z kimś "dla wygody". Nie chodzi  mi o pieniądze, wygody. Mówię o sytuacjach, kiedy jedna osoba zaczyna wdrażać w życie myślenie typu: "Czy ja sobie bez niej/niego poradzę?", "Czy ktoś mnie zaakceptuje, moją przeszłość- skoro jest ze mną to należy do tych nielicznych osób, które mnie akceptują", "Jak będzie wyglądać moje życie bez tej osoby?. Te  i wiele podobnych myśli często pojawia się w naszej głowie, kiedy stajemy przed tak poważną decyzją. Wynika to z faktu, że szansa na powrót po rozstaniu i tworzenie szczęśliwego związku jest bardzo mała. Oczywiście nie mam tu na myśli 2-3 dniowych przerw, kiedy się właśnie pokłóciliśmy i wydaje Nam się, że TO KONIEC, po czym w niedługim czasie i tak do siebie wracamy. 

Fikcja, którą tworzyłam przez ponad rok, nareszcie się skończyła. Powiem szczerze, że w odróżnieniu od "2-3 dniowych przerw", poczułam ulgę. Nie zastanawiam się czy będę z kimś czy nie. Życie pisze swoje scenariusze, jeżeli nie spotkam nigdy tej jedynej osoby to widocznie tak miało być. Z drugiej strony, pewnie z upływem czasu znajdzie się ktoś, kto będzie mnie akceptował - taką jaka jestem. Nie będzie mówił mi kiedy jaką mam robić minę, że nie mogę mówić, kiedy coś mi nie pasuje, będzie ze mną z czystej miłości, a nie dla wygody. Ktoś kto będzie ciągnął mnie do góry, a nie na dno. Na dzień dzisiejszy jedno jest pewne- prawdziwe uczucie wymaga obustronnej dojrzałości. Nie da się tworzyć prawdziwego, wytrzymałego związku z kimś, kto myśli tylko o sobie, wszystkie sygnały wyrażające chęć zmiany z jego strony traktuje jak obrazę, wymagania, którym nie chce, nie może sprostać. Moje myślenie może wynikać z pewnych wzorców, które wyniosłam z domu, środowiska w którym żyłam. Zadaniem mężczyzny jest zadbać o rodzinę. Owszem jeżeli się uczy, studiuje to zadanie może odwlec się w czasie. Jednak, jeżeli dorosły mężczyzna mówi, że jest już ustawiony na kila lat, bo "Tato daaj" to nie wróży najlepiej na przyszłość. Myślę, że to co spotkało mnie w życiu, sprawiło, że dorosłam. Nie jestem już osobą, która nie myśli o przyszłości, biega po imprezach. Nie mówię, że jest to kategorycznie coś złego, nieodpowiedzialnego, ale dla mnie ważniejsza jest teraz stabilizacja. 21 lat to dużo i mało. Rozpiętość charakterystyk osób w tym wieku jest ogromna, zdaję sobie z tego sprawę.

 Kolejną rzeczą jest to, że zaufanie buduje się z czasem, nie należy dawać "kredytów zaufania" w 9/10 przypadkach skończy się to rozczarowaniem. Według mnie relacja w której jedna osoba udaje, że nie widzi pewnych rzeczy lub ma tak silnie rozbudowane mechanizmy obronne, że udało jej się wmówić samej sobie, że tych rzeczy nie ma, prędzej czy później przeżyje osobistą tragedię. Nie mówię o tym, że należy sprawdzać partnera/partnerkę na każdym kroku. Jedną z najważniejszych kwestii w związku jest szanowanie uczuć drugiego człowieka, jego wyborów, przeszłości, ale także aspiracji. W szacunek wpisuje się również to, aby nie pozwolić sobie na to, żeby druga osoba okłamywała Nas w mniejszej czy większej wagi sprawach.

Mieszkanie z drugą osobą z czasem zaczyna sprowadzać się do - zrób dla mnie to czy tamto. Kiedy tego czasu wspólnego było za dużo, bardzo prawdopodobne jest to, że w końcu skończą się tematy do rozmów- o czym rozmawiać, skoro jestem przy każdym jej/jego wydarzeniu w  życiu, mamy tylko wspólnych znajomych, słyszymy to co mówi do nich partner/partnerka i możemy na bieżąco to komentować. Idąc dalej- w końcu kończy się lista filmów do obejrzenia we dwoje.... Zostaje tylko rutyna: śniadanie, uczelnia, obiad, kolacja, spanie. Czasami taka rutyna wpływa na Nas korzystnie, pozwala Nam sądzić, że to, co się dzieje jest swojego rodzaju stabilizacją. Jednak na dłuższą metę (szczególnie jeżeli daliśmy sobie wmówić, że nie wolno Nam wyjść, zrobić czegokolwiek bez wiedzy partnera- mieszącego się w optymalnych granicach funkcjonowania osoby w związku), to sprawi, że zaczniemy się uzależniać od widzi mi się drugiej osoby. Nasz dzień będzie dobry lub zły w zależności od humoru partnera/partnerki. Myślę, że związków, w których osoby poniżają siebie na wzajem, lub jedna osoba nie szanuje drugiej, jest pokaźna liczba.

Najważniejsza rzecz w związku- NIE POZWÓL wmówić sobie, że bez drugiej osoby, nie jesteś niczego warty/a. Nie dopuszczam w myślach sytuacji, że w przyszłości będę czuła się tak jak przez ostatni rok. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1