Nigdy się nie przyznawaj...

"Złapią Cię pijanego w samochodzie- mów, że nie piłeś. Znajdą Ci dolary w kieszeni- mów, że to pożyczone spodnie. Złapią Cię na kradzieży za rękę- mów, że to nie Twoja ręka". 

Z natury jesteśmy nieufni. Ciągle potrzebujemy potwierdzeń ze strony innych- że jesteśmy piękni, dobrze wyglądamy, że ktoś Nas lubi, kocha, jesteśmy kimś wartościowym, że coś w życiu osiągnęliśmy. Udajemy sami przed sobą, tworzymy swoje idealne "ja" i za wszelką cenę chcemy je potwierdzać, jeżeli nie w konkretnej sytuacji, to w myślach. Wydaje się Nam, że możemy mówić źle o kimś, ale ktoś nie ma prawa powiedzieć nic złego o Nas. Często żyjemy z przekonaniem, że to, co powiemy innym, zostaje między Nami. Nie przyjmujemy do wiadomości, że to, co powiedzieliśmy w tajemnicy, może zostać (i z pewnością) zostanie w tajemnicy powtórzone.. ale komuś innemu. Ludzi, którzy zawiedli Nasze zaufanie, postrzegamy jako największych wrogów. Ciężko jest odbudować utracone raz zaufanie. Mimo tego znajdujemy kolejne osoby, którym ślepo wierzymy. Błędne koło się zamyka. Mało kto wpada na pomysł, żeby zacząć od siebie. Czy ja zawsze byłem/byłam w porządku? Czy naprawdę nie robiłem/robiłam nikomu pleców? Czy w każdej sytuacji zachowałam się zgodnie z własnym sumieniem i wartościami? Myślę, że trudno byłoby znaleźć osobę, która odpowiedziałaby na wszystkie te pytania twierdząco. Myślę, że taka osoba nie istnieje, bo wtedy nie można byłoby nazwać jej człowiekiem. Życie składa się ze wzlotów i upadków. Upadków zazwyczaj jest więcej, w najlepszym wypadku porównywalnie ze wzlotami. Dzisiejszy świat "zmusza" Nas do okłamywania innych, samych siebie. Nie zawsze korzyścią musi być coś materialnego, często wystarczy potwierdzenie i życie w przekonaniu, że ktoś Nas potrzebuje, potrzebuje tego, co mamy do powiedzenia, że jesteśmy w stanie zaspokoić jego ciekawość. W zamian otrzymujemy dokładnie to samo. Nazwijmy to wymianą informacji. Rozważmy przypadek Pani X, Y i Z. Pani X dowiaduje się, że Pani Y zdradza męża. Oczywiście zupełnym przypadkiem odwiedza tego samego dnia Panią Z. Przy lampce wina wysłuchuje z uwagą tego, co ma do powiedzenia Pani Z, jednak jest trochę zniecierpliwiona. Czeka na najlepszy moment, żeby podzielić się z nią "Dobrą Nowiną". Temat na dzisiejszy wieczór mają załatwiony, byłoby o czym rozmawiać do rana. Pani Z jest jednak dobrą znajomą/ przyjaciółką Pani Y. Pierwsza myśl po przebudzeniu- muszę wpaść do niej na herbatkę i wybadać sytuację. Tak też robi. Pani Z jest jakaś niespokojna, trochę roztargniona, ale nie sprawia wrażenia osoby, która obawia się tego, że za chwilę na osiedlu może wybuchnąć afera z jej udziałem w roli głównej. Pani Z nie zaspokoiła jeszcze swojej żądzy wiedzy, chce poznać szczegóły, przekonać się czy Pani X nie wyssała sobie z palca tego, o czym jej powiedziała. Zupełnie przypadkiem zauważa w kącie łóżka krawat, który jej mąż zabrał ze sobą, kiedy jechał ostatnim razem na "delegację". Jestem słaba w pisaniu pseudo opowieści, ale wyobraźmy sobie jak urządza dziką awanturę na cały blok i może jeszcze dwa bloki obok. Okazuje się, że Pani X dobrze wiedziała z kim Z zdradza swojego męża. Nie była jednak w nastroju, żeby pocieszać "przyjaciółkę" Y. Zależało jej tylko na tym "żeby się kręciło". Nie przewidziała, że głód potwierdzenia jej słów zaprowadzi Z do domu kochanki jej męża i to już następnego dnia. 
Być może historia nie jest napisana najlepiej, może jest dla kogoś trochę zbyt chaotyczna. Jednak morał jest taki, że ludzie to nie lalki/marionetki, a my nie jesteśmy lalkarzami. Często wydaje się Nam, że słowami nie wyrządzamy tak naprawdę nikomu krzywdy. Wtrącamy się z ochotą w życie innych, nie widząc swoich błędów i przewinień. Na koniec na ogół okazuje się, że krzywdzimy nie tylko innych, ale również samych siebie. Pani X straciła dwie przyjaciółki. Podobnie jak Pani Z. Natomiast Pani Z straciła dodatkowo męża. Nazwijmy to stratami liczonymi w "ludziach". Co z wartościami? Utrata szacunku do siebie, zrujnowane zaufanie i przyjaźń, wstyd, wyrzuty sumienia i wiele innych. Oczywiście można poszukać nowej przyjaciółki, z czasem poznać kolejnego mężczyznę, który będzie przysięgał przed Bogiem, ale tego, co się stało nie da się już cofnąć. Można próbować naprawić? Ale czy warto? NIE. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Można próbować, ale to wiążę się z samooszukiwaniem i ciągłą niepewnością. Historia lubi się powtarzać, a to czy wyciągniemy z niej odpowiedni wnioski, zależy tylko od Nas samych. Zanim powiemy cokolwiek na czyjś temat, zastanówmy się dwa(dzieścia) razy, co byśmy poczuli, gdyby ktoś powiedział to samo o Nas. Jeżeli jesteśmy wymyśloną przeze mnie na potrzeby tego wpisu, Panią Z, pomyślmy, co czują ludzie, którym niszczymy życie. Postawmy się na chwilę w sytuacji Pani Y. Nie mamy pewności, że jej mąż będzie względem Nas uczciwy do końca życia- nie był uczciwy wobec własnej żony i rodziny. Oczekiwanie, że będzie wierny wobec Nas, stoi na pograniczy głupoty i naiwności. Sytuację niewiernego męża i Pani X, pozostawiam do samodzielnej interpretacji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1