Coraz więcej nieszczęśliwych ludzi (...)

Rozglądają się po znajomych, rodzinie, przypadkowych osób, coraz częściej zdajemy sobie sprawę, że Ci ludzie są nieszczęśliwi, albo przynajmniej na takich wyglądają. Może sami nie czujemy się szczęśliwi? Co sprawia, że tak jest? W dzisiejszym poście postaram się przynajmniej częściowo (mam taką nadzieję) odpowiedzieć na to bardzo aktualne pytanie. Pomimo tego, że obecnie mamy więcej dóbr, produktów ogólnodostępnych niż którekolwiek wcześniejsze pokolenie, nie zaspokajamy swoich potrzeb, a jedynie pragnienia. Banalny przykład- ubranie. Kiedyś służyło jako okrycie przed zimnem, zakrycie nagości. Są to pierwotne funkcje, oczywiście nadal pełnią taką funkcję, a dodatkowo kilka(naście) innych. Obecnie świadczą o statusie materialnym, dobrobycie, pokazaniu się, byciu "modnym", "na czasie", wyrażają charakter osób które je noszą. Na pierwszy plan wysuwa się funkcja społeczna, emocjonalna, a nie funkcjonalna. Gonimy za zaspokajaniem swoich PRAGNIEŃ, nie potrzeb. Do tego dochodzi oczywiście stan depresyjny, jeżeli nie stać nas na to, w co ubrana jest koleżanka z bogatego domu, topowa modelka, znana gwiazda, czy osoba spotkana na ulicy. Czy Ci wszyscy ludzie, których STAĆ są bardziej szczęśliwi od Nas? Z perspektywy obserwatora, na pierwszy rzut oka może wydawać się, że tak. Ale jak to się ma do rzeczywistości? Bardzo często nijak. Pomyśl sobie o jakiejś materialnej, drogiej rzeczy, jaką kupiłeś, dostałeś. Na początku sprawiała Ci zapewne wielką radość, czułeś się lepiej. Ale minęło kilka dni, tygodni- czy nadal myślałeś/łaś o tej rzeczy w taki sam sposób jak na początku? Żadna materialna rzecz nie jest w stanie dać Nam długotrwałego szczęścia.

Podział ludzi na pesymistów, realistów i optymistów jest umowny. Nikt nie rodzi się w 100% realistą, pesymistą czy optymistą. Przeglądając badania, (ale także zdroworozsądkowo) można stwierdzić, że wszystkich tych ludzi (pesymistów, optymistów i realistów) spotyka codziennie tyle samo złych i dobrych rzeczy. Jak to się ma do etykietki przyklejonej danemu człowiekowi? Pesymiści mają to do siebie, że widzą wszystko w czarnych barwach. Problem polega na tym, że we wszystkim potrafią dostrzec, że COŚ JEST NIE TAK. Optymiści potrafią znaleźć pozytywne strony, uznając na przykład, że to lekcja, coś co może ich umocnić, daje do myślenia. Jak często potrafisz dostrzec pozytywne aspekty trudności, które spotykają Cię w życiu? 

Pesymiści najczęściej uważają, że wszystko zło, które spotyka ich w życiu jest winą innych lub siły wyższej, nad która nie mają żadnego wpływu: "To przez tą pogodę", "To przez niego", "To przez to, że autobus znowu się spóźnił", " Co, za głupi wiatr, zniszczył mi fryzurę" etc. Takie osoby mają bardzo często nawyk narzekania: "Jak to źle się żyje w Polsce", "Jak ciężko jest wyżyć za średnią krajową", "Jak to beznadziejnie być w UE". Generalnie narzekać można na wszystko. Kolejną rzeczą jest zamiatanie problemu pod dywan, udawanie, że problemu w zasadzie nie ma. Musimy pamiętać, że problemy mają to do siebie, że zamiatane pod przysłowiowy dywan, zaczynają narastać. Ludzie szczęśliwi mają to do siebie, że kiedy pojawia się problem, biorą byka za rogi. 

Każdemu z Nas zdarza się włączyć tryb antyspołeczny- nie mamy ochoty się z kimś spotykać, chcemy siedzieć sami w domu, oglądać TV, czytać książkę, robić cokolwiek, byleby być przez jakiś czas sam ze sobą. Każdy z Nas potrzebuje takiego odpoczynku, regeneracji. Czasami dzieje się tak, że to pragnienie przedłuża się na wiele dni, tygodniu lub miesięcy (w skrajnych przypadkach- lata). Siedząc w mieszkaniu zatracamy kontakt z rzeczywistością, zaczynamy "za dużo myśleć", świat wydaje się jeszcze bardziej beznadziejny, coraz mniej chcemy do niego na nowo powrócić. Bardzo często zaczynamy wtedy myśleć o dobrych rzeczach w zły sposób. Jedynym wyjściem jest zmuszenie się do wyjścia z domu. Chociażby nie wiem jak bardzo Nam się nie chciało, nie ma innego sposobu na to, żeby odzyskać szczęście. Siedząc w domu i izolując się od innych, stajemy się ofiarą na własne życzenie. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że im szybciej złapiemy kontakt z rzeczywistością, tym lepiej.

Bardzo fajnie jest usiąść w gronie i ponarzekać. Przyjemnie jest posiedzieć w domu, zamknąć się na wszystkie problemy i udawać, że ich nie ma. Nie ma nic łatwiejszego niż powtarzanie, że to co Nas spotyka, w zasadzie nie jest naszą winą. Podstawowe pytanie brzmi: Do czego to prowadzi? Brak celu, brak sensu życia, rosnąca frustracja, bierna chęć dorównania innym. Zawiść i zazdrość będę Nam towarzyszyć zawsze, nawet we własnym mieszkaniu. Wszyscy jesteśmy przecież "tylko" ludźmi. Nigdy nie uda Nam się komuś dorównać, przekładając plany na bycie szczęśliwym na przyszłość, sprawia, że ciągle stoimy w miejscu. "Będę szczęśliwy(a) kiedy będę wyglądać jak inni", "Będę szczęśliwy(a) kiedy będę zarabiał(a) tyle, żeby mogła kupić sobie..". Przy takim trybie myślenia jedyne co możemy osiągnąć to coraz większy dół, poczucie nieszczęścia. 

Jedyną i najlepszą receptą jest działanie. Nie takie, które zbliży Nas do tego, żeby być jak INNI. Chodzi o działanie na własną korzyść, tak żeby poczuć się dobrze z samym sobą, bez ciągłego użalania się i porównywania z innymi. "Nieszczęścia" spotykają każdego. Każdy zmaga się z większymi/mniejszymi problemami. To jak je zinterpretujemy i co z nimi zrobimy, zależy tylko od NAS SAMYCH.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1