Najtrudniejsza walka (...)

Po długiej przerwie, zdobyłam się w końcu na dodatnie kolejnego wpisu. Dostałam bardzo dużo wiadomości, część osób wypowiadała się pozytywnie, dawała znać po każdym przeczytanym poście. Część próbowała mi radzić, analizować moją sytuację, podawać gotowe rozwiązania. Były też przykre, krytyczne komentarze odnośnie tego, o czym tutaj piszę. Przez chwilę pomyślałam, że prowadzenie tego bloga nie ma sensu, może lepiej zmienić adres i pisać tylko dla siebie. Jednak chcę być konsekwentna. Od dziecka ojciec powtarzał mi, że kiedy powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. 
W ciągu tego miesiąca bardzo dużo się działo. Najtrudniejszy był powrót na studia. Zdaję sobie sprawę z tego, że mój mózg nie funkcjonuje tak jak kiedyś. Ciężko mi się skupić, zapamiętać coś, uczyć się nowych rzeczy. Do tego dochodzi nieodłączna presja. Mam wrażenie, że ona towarzyszy mi przez całe życie. ZAWSZE chciałam komuś dorównać, być kimś, wyjść na swoje. Nie potrafiłam pogodzić się z porażką, rozpamiętywałam ją jeszcze długo po tym, kiedy inni już zupełnie o niej zapomnieli. Bałam się wypominania, ale także tego, że sama przed sobą nie będę potrafiła przyznać się do błędu. Albo.. jeszcze inaczej. Nie będę potrafiła się podnieść. Należę do typu ludzi, którzy chcą mieć uchwytne skutki wszystkiego co robią. Przyszłość widzę wyłącznie w ciemnych barwach. Jeżeli coś mi się nie udaje, reaguje płaczem, złością. Nie potrafię powiedzieć sobie: OKEJ, tutaj nie wyszło to próbuję gdzie indziej, albo teraz będę pracować dwa razy ciężej i to czy tamto naprawię/poprawię. Najmniejsza błahostka sprawia, że mam ochotę się poddać. Najlepiej nie wychodzić z domu, być z dala od wszystkich i wszystkiego.
Bardzo ciężko mi się z kimś porozumiewać. Zdarza się, że nawijam jak trajkotka z przypadkową osobą, albo kimś znajomym, ale wracam do domu i zostaje mi tylko samotność, mogłabym wtedy przeleżeć cały dzień. Nie obchodzi mnie to, że idę spać w tym, w czym chodziłam przez cały dzień, że powinnam się lepiej odżywiać, wyjść chociażby na głupi spacer. Wszystko wydaje się bez sensu. Z jednej strony chcę z kimś być, mieć znajomych, przyjaciół. Z drugiej wydaje mi się, że to nie dla mnie. Nie będę potrafiła odnaleźć się w towarzystwie. Nie będę wiedziała co powiedzieć, kiedy się odezwać, a kiedy lepiej milczeć. Zamiast jeść by żyć, mam wrażenie, że zaczęłam żyć by jeść. Tylko to sprawia mi przyjemność. Brak mi pewności siebie, moja samoocena maleje z dnia na dzień. W świecie, w którym liczy się przebojowość, asertywność, wygadanie, swojego rodzaju cwaniactwo, nie ma miejsca dla mnie. Nie znam swojej wartości, nie wiem na ile mnie stać, czy poradzę sobie w życiu, czy będę miała odwagę pójść na rozmowę kwalifikacyjną, czy zrobię ten krok, by zyskać życie o jakim zawsze marzyłam. Studia, książki, nowe metody, techniki żeby przełamać się i zacząć żyć- nic nie dają. To tylko teoria, teoretycznie możemy być podobno kimkolwiek chcemy. Zmiana zachowania to zmiana myślenia, nie wiem czy na zmianę mojego nie jest za późno. Czy uda mi się uwolnić od własnych myśli? 
Prawda jest taka, że większość myśli jakie mamy, zachowań które wybieramy pochodzi od ludzi. W społeczeństwie uczymy się tego, co jest normalne, pożądane, dobre, piękne, a co złe, nie do zaakceptowania, obłudne. Wszystko, co spotyka Nas w życiu ma mniejszy lub większy wpływ na naszą osobowość. Każdy rodzi się z czystą kartą, hmm.. porównajmy to do komputera. Kiedy kupujemy nowy komputer, mamy w nim czysty dysk. W momencie, kiedy zaczniemy wgrywać do niego sterowniki, różne programy. Oprogramowanie może zawierać wiele wirusów, komputer nie ma na to zbyt dużego wpływu. To my decydujemy co znajdzie się na dysku. Analogicznie, od dziecka chłoniemy to, co daje/dyktuje Nam społeczeństwo. Jest to rodzaj społecznej kontroli,  wymuszania społecznego posłuszeństwa, ograniczenia myślenia. Doświadczenie i to jak nauczono nas reagować decydują o naszej osobowości. Pod warstwami socjalizacji ukrywa się nasze prawdziwe JA. Pomyśl sobie czy jako dziecko przejmowałeś/łaś się tym co pomyślą inni, kiedy Twoje spodnie były zaplamione, miałeś/łaś brudną buzie? Czy to Cię ograniczało i było powodem do wstydu? A czy teraz wyszedłbyś do sklepu/na uczelnię/do szkoły/do pracy w zaplamionym ubraniu? Być może są osoby, których odpowiedź byłaby twierdząca, ale ile jest takich osób, jak je postrzegasz? Jak postrzegają je inni? Wraz w wiekiem przyswajasz sobie kolejne normy, które rzutują na Twoją samoocenę, sposób postrzegania siebie. O ile piękniejszy byłby świat, gdybyśmy mogli zachować beztroskę, prostotę wyrażania siebie, którą posiadaliśmy (wszyscy bez wyjątku) będąc dziećmi. Nit nie myślał wtedy o tym jak będą go odbierać inni, czy nie odstaje sylwetką, osiągnięciami od innych. Sami napędzamy się nawzajem tym, że tak ciężko Nam wyciągnąć rękę do kogoś, kto nie radzi sobie tak jak "my", komu brakuje pewności siebie, zagubił się w życiu, nie ma perspektyw. Większość powie: Sam jest sobie winien, na wszystko trzeba sobie zapracować. Pomyślmy przez chwilę, jak ta osoba musi się czuć, co przeżywa, czy na pewno wszystkiemu jest winna, czy nie przeżyła czegoś, co spowodowało że jest właśnie taka, a nie inna. Czasami zwykła rozmowa może zdziałać cuda, może sami byliście kiedyś na dnie i wiecie jak ciężko się z niego odbić. Czy dzisiejszy świat jest aż tak podły, a ludzie znieczuleni na krzywdę drugiego człowieka? 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1