Jak kokaina.

Jak często zastanawiasz się nad sensem własnego życia? Czy zdarza Ci się dojść do wniosku, że wszystko co robisz nie ma sensu? Jakie wartości wyznajesz w swoim życiu? Czy nie jest to przypadkiem "BRAK WARTOŚCI"? 

Dawniej uważałam, że mając pieniądze, można mieć w zasadzie wszystko. Najbogatszy człowiek świata Mansa Musa swój gigantyczny majątek zbił dzięki soli i złotu. Po jego śmierci (jedyna "sprawiedliwość" świata), jego pieniądze zostały w całości przepuszczone przez drugie pokolenie (wnuków). Nawet gigantyczna fortuna nie posłuży długo, o ile nie potrafimy się rozsądnie obchodzić z pieniędzmi. To samo możemy powiedzieć o pieniądzach, które na co dzień zarabiamy lub które zarabiają nasi najbliżsi. Pieniądz jest rzeczą tak ulotną, a jednocześnie pożądaną, że większości ludzi przysłania realny obraz siebie, obraz drugiego człowieka. Kiedy staje się sensem życia, możemy powiedzieć, że cierpimy bardziej, niż wówczas, kiedy był jedynie środkiem do zaspokojenia podstawowych potrzeb. 


Pieniądze uzależniają równie silnie jak kokaina. Ludzki mózg w obliczu pieniądza przestaje działać racjonalnie. Uzależnienie może przyjmować różne postaci, w tym uzależnienie jedynie od posiadania pieniędzy, bez konieczności ciągłego ich wydawania. Po kilku wiadomościach, które dostałam odnośnie uzależnień od wydawania pieniędzy, doszłam do wniosku, że wydawanie pieniędzy na ubrania/kosmetyki to wierzchołek góry lodowej. Problemem wielu ludzi jest kompulsywne wydawanie pieniędzy na... jedzenie! Osoby takie nie potrafią przejść obojętnie obok knajpy/restauracji/baru mimo że w domu czekają na nich produkty, które kupili specjalnie po to, żeby przygotować z nich obiad. Czasami zdarza się tak, że wydajemy ogromne sumy na tak zwane "fit" produkty. Sama łapię się nieraz na tym, że potrafię przynieść w dwóch siatkach jedzenie na cały tydzień i zapłacić za to 50-60 zł, ale kiedy wpadam w szał "fit" produktów, które są mi niezbędne do życia, wracam do domu z jedną siatką o wartości 70-80 zł i długo muszę się zastanawiać co zjeść na kolację, bo te produkty kompletnie do siebie nie pasują i
ciężko skomponować z nich coś, czym mogłabym się najeść. Ostatnio zrobiłam sobie małe podsumowanie i doszłam do wniosku, że ponad 1/3 ostatniej wypłaty wydałam na jedzenie, chociaż teoretycznie nie musiałam, bo nadal dostaję pieniądze od rodziców. Przez dwa lata ta kwota w zupełności wystarczała mi na  zakupy spożywcze. Co się zmieniło? Nie mam w lodówce więcej niż wcześniej, nie zmieniłam jakoś spektakularnie swojej diety. Sprawdza się tutaj stare przysłowie: Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Im więcej mam na koncie, tym mniej kontroluję się w tym, co wkładam do koszyka. Ogromny "BUM" na bycie fit, zdrową żywność, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że postępuję słusznie wkładając do koszyka kiełki, suszone morele, masło z wysoką zawartością orzechów, razowy makaron itp. Minął kolejny miesiąc odżywania "z wyższej półki" i powiem Wam szczerze, że wcale nie czuję się "zdrowiej". Wyniki badań są takie same, jak przed zastosowaniem się do tego, co ma być przede wszystkim zdrowe. Być może ludzie mylą to, co ZDROWE z tym co MODNE. Być może sama również wpadłam w tą pułapkę, bo podświadomie pierwszym działem jaki odwiedzam w obojętnie jakim supermarkecie jest ten ze zdrową żywnością. Gdybym chciała zaopatrywać się w żywność jedynie w tym dziale, zapewne straciłabym nie 1/3 a całą wypłatę. 

Rozmawiając z mamą, usłyszałam od niej jedno pewne bardzo mądre zdanie. Kiedyś ludzie jedli wszystko, mało kto słyszał o anoreksji, bulimii czy otyłości. Pewnie większość powie, że kiedyś gruby był ten, kogo było na to stać. A że czasy były jakie były...

 Dzisiaj niektórzy uważają zupełnie inaczej- Gruby jest ten, którego NIE STAĆ na zdrową żywność, karnet na siłownie, suplementy diety. A może po prostu zarabia na utrzymanie rodziny, tyra za średnią krajową i nie ma czasu zadbać o swoją aktywność fizyczną, zbilansowaną dietę? Może jest szczęśliwym człowiekiem i nad(waga) nie wpływa na jego samopoczucie? Jak zawsze są wersje: moja, Wasza i ta prawdziwa. Jedyne co mogę powiedzieć od siebie to to, że wygląd może służyć jedynie jako narzędzie manipulacji innymi, własnymi emocjami. To, czy ktoś sprawdzi się jako dobry pracownik, chłopak, dziewczyna czy małżonek/a, lub po prostu jako dobry człowiek zależy od tego co mamy w środku. Jakie wartości reprezentujemy, czy jest to bezsensowna pogoń za ideałami czy umiejętność dokonywania wglądu w samych siebie, rozumienia potrzeb i umiejętność wczuwania się w perspektywę drugiej osoby. Ciągła pogoń za uznaniem sprawia, że zatracamy samych siebie, wydaje Nam się, że jesteśmy manipulatorami doskonałymi, gdy tymczasem sami stajemy się ofiarami. Za wszelką cenę chcemy dowiedzieć się jak zwrócić na siebie uwagę innych, być przez nich podziwiani. Oczekujemy również informacji zwrotnej, że rzeczywiście nasze "wysiłki" nie poszły na marne. Jest to swojego rodzaju gra. A jak wiadomo w każdej grze znajdziemy graczy lepszych i gorszych od Nas. Jak często czujesz się pionkiem we własnym życiu? Jak często zastanawiasz się nad tym, jak żyją inni ludzie? Czy porównujesz się do nich? Co wtedy czujesz? 

Podsumowując
Niektórzy traktują pieniądze jako środek do osiągnięcia idealnej sylwetki, młodego, zdrowego wyglądu. W "zdrowym" ciele nie zawsze kryje się zdrowe wnętrze i zdrowe sposoby poszukiwania sposobów uzyskania szacunku/aprobaty innych ludzi. Jeżeli traktujemy swoje ciało instrumentalnie- do manipulacji oraz w celu wywołania poczucia zazdrości u innych, musimy liczyć się z ryzykiem, że inni będą traktować Nas w ten sam, instrumentalny sposób.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1