Skóra, w której żyję

Po dłuższej przerwie, wracam z propozycją filmową.
Od dłuższego czasu zbierałam się do obejrzenia filmu, który niewątpliwie jest godny polecenia. Jeżeli mieliście okazję już kiedyś go oglądać, proponuję obejrzeć go kolejny raz. Kiedy znacie już zakończenie oraz główny wątek filmu i wiecie jak będzie zmieniać się bardzo pokręcona akcja, macie większą szansę zwrócić uwagę na szczegóły, które pomogą Wam lepiej zrozumieć sens. 
Ci, którzy nie mieli okazję zobaczyć filmu, mam nadzieję, że nadrobią zaległości.

Skóra, w której żyję jest hiszpańskim thirllerem psychologicznym. 
Głównym bohaterem jest chirurg plastyczny, który utracił żonę w wyniku wypadku samochodowego. Właściwie jego żona przeżyła fizycznie wypadek, ale po zobaczeniu swojego odbicia w lustrze, popełniła samobójstwo na oczach ich córki. Początkowo wydawać by się mogło, że film dotyczy szalonego lekarza, który porwał młodą kobietę w celu dokonywania na niej eksperymentów dotyczących wynalezienia skóry, która byłaby odporna na poparzenia. Byłoby to zrozumiałe zważywszy na fakt, że jego żona zginęła przez konsekwencje poparzenia doznanego w wypadku samochodowym. NIC BARDZIEJ MYLNEGO!

Mogę powiedzieć, że jest to najbardziej pokręcony scenariusz jaki można było wymyślić. Akcja zmienia się bardzo szybko. Są jednak momenty, w których możemy się czegoś domyślać. Wszystko po to, aby przekonać się, że jest zupełnie inaczej niż mogłoby się wydawać. Warto zwrócić uwagę na ostatnie słowo, jakie wypowiada Marilla (matka głównego bohatera. Jej "wiedziałam"  można rozpatrywać przynajmniej na dwa sposoby. Jeden z nich mógłby dotyczyć tego, że kobieta przewidziała, że jej syn zginie z ręki "Very". Drugi może odnosić się do tego, że wiedziała o wszystkim, znała tożsamość kobiety i to jak doszło do tego, że stała się tym kim się stała. 

Warty rozpatrzenia jest też mechanizm psychologiczny, który nietrudno zaobserwować u "Very". Stała się zależna od swojego sprawcy do tego stopnia, że utraciła swoją prawdziwą tożsamość. Możemy się jedynie domyślać co by się stało, gdyby nie zobaczyła swojego prawdziwego JA na zdjęciu w gazecie. 


Oglądając ten film, długo zastanawiałam się komu należy tak naprawdę współczuć. Robert utracił żonę i córkę, ale było w tym trochę jego winy. To, co zrobił zasługuje na potępienie, jednak jako zrozpaczony mąż i ojciec, mogą rodzić się w nas emocje współczucia. "Vera" zanim stała się tym, kim się stała, również miała swoje za uszami. Z drugiej strony, nikt nie zasługuje na tak olbrzymią karę. Zmarła żona Roberta, zapłaciła gorzką cenę za swój romans. Jedyną osobą, która niesłusznie ucierpiała i w konsekwencji utraciła zdrowie i życie była córka chirurga. Natomiast jedyną bezwzględnie złą w mojej opinii bohaterką filmu była matka Roberta. 

Żeby pozostawić pewien niedosyt oraz wzbudzić Waszą ciekawość, kończę ten post i życzę miłego sensu ! :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1