Jak kobieta kobiecie

Nie ma większego wroga dla kobiety niż druga kobieta. Zacznę może od tego, że żadna szanująca się kobieta, nigdy w życiu nie nazwie drugiej kobiety szmatą, dziwką, suką, etc. Nie nazwie jej dlatego, że jest dobrze wychowana. Zupełnie nie o to chodzi... Nie nazwie jej tak nawet wtedy, gdy tamta "sobie na to zasłuży'. Nie nazwie jej tak, ponieważ sama ma świadomość, że nie jest i nie
musi być idealna. Kolejna kwestia jest taka, że ciało samo w sobie nie jest wulgarne, nie widzę powodu dla którego kobieta zasłużyłaby sobie na nazwanie ją najgorszą, tylko ze względu na to w co jest akurat ubrana. Nie namawiam w tym miejscu do chodzenia w samej bieliźnie po ulicy, ale dekolt, spódnica przed kolano czy odsłonięty brzuch nie są zbrodnią. Czego sobie zazdrościmy? Najczęściej wyglądu, chłopaka/męża, dobrej pracy (pieniędzy, posady, prestiżu), markowych ubrań, szczupłej sylwetki. Kiedy idziemy ulicą i widzimy zadbaną dziewczynę: ładna figura, ładny makijaż, zadbane włosy, idealnie dobrany strój, uśmiech na twarzy (nie daj Boże)... w pierwszej kolejności 90% kobiet na widok takiej kobiety przychodzi do głowy jedno: NA PEWNO SIĘ PUSZCZA, a to zdzira.. Mało której przyjdzie do głowy, żeby zapytać albo chociaż się zastanowić, co one mogą zrobić, żeby poczuć się dobrze ze sobą- po co? Żeby skończyć ten cyrk zwany permanentnym porównywaniem się. Nie będę powtarzać tego, co pisałam kilka postów wstecz- w skrócie o tym, że ta kobieta może przykrywać makijażem i ładnymi ubraniami depresję, niepowodzenia i małe poczucie własnej wartości. Dzisiaj wiem, że wcale tak nie musi być. Nie mówię w tym momencie o sobie, chociaż długo zajęło mi uświadomienie sobie, że MI TEŻ KTOŚ CZEGOŚ ZAZDROŚCI.
Tak samo Tobie. Wiem, że teraz może Ci się wydawać, że to wariactwo tak myśleć, a ja jestem zadufana w sobie do tego stopnia, że mam czelność w ten sposób o sobie myśleć. A jednak - MAM i bardzo dobrze się z tym czuje. Jednocześnie sama zazdroszczę wielu rzeczy innym kobietom. Dopóki jest to zazdrość, działa na mnie motywująco. Kiedy tylko zaczynam czuć, że zazdrość przekroczyła cienką granicę i zaczyna zamieniać się w zawiść, zapala mi się czerwona lampka.


 Pierwsze pytanie, jakie sobie zadaje brzmi: Czego dokładnie zazdroszczę? Staram się to nazwać, konkretnie, nie ogólnikowo. Powiedzmy, że zazdroszczę pewnej przypadkowo spotkanej kobiecie następujących rzeczy: długie nogi, gęste włosy, szczupła figura, ładny makijaż.

 W takim przypadku przechodzę do drugiego pytania: Czy jest coś, co mogę zrobić, aby zbliżyć się do tego, czego w tej chwili mi do niej brakuje? 
Jeżeli chodzi o nogi, to moje też nie są najkrótsze, w zasadzie są Okej, nawet gdyby nie były to mam dwie możliwości- niszczyć sobie zdrowie zamartwianiem się nogami, z którymi i tak nic nie zrobię, albo zaakceptować to, że mam takie nogi jakie mam i nie będę mieć innych. Zawsze wybieram drugą opcję. Dalej... gęste włosy (marzenie 99,9% kobiet, które same maja rzadkie włosy). Sprawa wygląda podobnie, co z nogami. Idę dalej- szczupła figura. W takim przypadku zawsze zastanawiam się, czy jest to kobieta ze znakomitą przemianą materii, czy po prostu męczy się kolejnymi dietami, odmawia sobie tego, czego ja nie muszę. W tym momencie zatrzymuję się, ponieważ nie mam na tyle odwagi, żeby o to zapytać. Ostatnia już rzecz: Ładny makijaż. W takim przypadku staram się przeanalizować jakich produktów (nie firm, ale samych produktów: podkład, puder, bronzer (?), róż (?), cienie do powiek (w jakich odcieniach) itp, użyła dana kobieta. Później myślę co z tego, co zaobserwowałam mogę wykorzystać następnego dnia rano. Czasami jest tak ,że podoba mi się makijaż z kreskami, podkreślonymi oczami i taki próbuję odwzorować (mniej więcej) na swojej twarzy następnego dnia. Innym razem wpadnie mi w oko lekki make up i to tez jest okej, ze próbuję go na sobie. 

Zbliżamy się do końca, bo ostatnie pytanie brzmi: Czy naprawdę jest jakikolwiek sens, żebym zazdrościła czegoś tej kobiecie? Życzę wam, żebyście dochodziły do takich samych wniosków, co ja od kilku miesięcy: NIE MA. Mogę wykorzystać coś, co widziałam, zainspirować się, pomyśleć, co mogę zrobić, żeby poprawić w sobie to czy tamto, ale nie tracę cennego czasu na myślenie o kimś, kto mógł nawet nie zauważyć mojego istnienia i kogo prawdopodobnie więcej nie spotkam, nie mówiąc już o tym, że nie będę mogła z tą osobą porozmawiać. 

Rzecz może się komplikować, kiedy obiektem zazdrości jest koleżanka z ławki, z pracy, kuzynka, koleżanka, przyjaciółka czy nawet siostra. W takim wypadku najbardziej pomaga świadomość, że ludzie od śniadania do kolacji myślą generalnie o sobie. Nawet gdybyś wyglądała czy posiadała to, co ma tamta, gwarantuję Ci, że przysporzyłoby Ci to więcej wrogów i zmartwień niż to wszystko warte. Mając to wszystko: wygląd, pieniądze, rzeczy materialne, nie sprawisz, że wokół Ciebie pojawi się grono adoratorów i przyjaciółek, chcących ogrzać się w Twoim blasku. Prawdopodobnie przyciągniesz powierzchownych facetów, snobki i falę osób, jednocześnie odpychając osoby, które stwierdzą, że nie są Ciebie godne ( co jest największą bzdurą). Pomyśl raczej o tym, że ta osoba jest bardziej narażona na przedmiotowe traktowanie, wykorzystanie, samotność i prawdopodobnie do tego wszystkiego wcale nie ma mniej kompleksów niż Ty. Pytanie tylko co z nimi robi? Czy zamartwia się nimi, czy ciągle odkłada swoje szczęście na później- kiedy już będzie piękna, szczupła i bogata? Pamiętaj, że nie da się zjeść dzisiaj chleba, który upieczesz dopiero jutro, ale to nie znaczy, że do tego czasu masz chodzić głodna! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1