Twoje i (już nie) moje śmieszne przekonania

Zacznijmy od podstawowego pojęcia, które będzie tematem dzisiejszego wpisu. 


Czym są przekonania? 

Przekonania to pewne automatyzmy, którymi kierujemy się w życiu, bez zastanawiania się i kwestionowania ich prawdziwości. Przekonania tworzą się zawsze przy udziale pewnych emocji, ale niekoniecznie własnych... najczęściej zapożyczonych. Większość naszych przekonań wywozi się jeszcze z okresu dzieciństwa. To zwalnia nas - ale tylko częściowo - z odpowiedzialności za to, że w dorosłym życiu dajemy się wmanipulować w grę zwaną "przekonania i standardy społeczne". 

Dziecko do osiągnięcia pełnoletności najczęściej słyszy słowo "Nie". Dla porównania, "TAK" słyszy tylko w bardzo nielicznych sytuacjach. Najczęściej słyszymy: 

"Nie dotykaj! Poparzysz się"
"Nie dotykaj psa, bo zaraz Cię ugryzie!"
"Nie wychylaj się, bo się zbłaźnisz".

Przez takie zakorzenione w nas przez innych przekonania, zaczynamy automatycznie reagować określonymi EMOCJAMI na dane wydarzenia, osoby, sytuacje. Dlaczego czasami odczuwamy nie dający się kontrolować strach przed czymś, co dopiero ma nastąpić? Innym razem czujemy podniecenie na samą myśl o czymś, co może nigdy nie nastąpić? Strach nie oznacza, że istnieje realny powód do tego, by odczuwać strach. Podniecenie nie oznacza, że ISTNIEJE powód do tego, by je odczuwać. Odczuwanie dumy również nie oznacza, że ISTNIEJE realny powód do tego, by być dumnym. 

Przeanalizujmy teraz następującą sytuację: 

Siedzisz przy stole ze swoim chłopakiem/dziewczyną, jesteście wśród znajomych. W Twoim domu publiczne okazywanie swoich uczuć nie było czymś co się praktykowało. Kiedy zacząłeś/zaczęłaś mówić o swojej relacji z dziewczyną/chłopakiem, ojciec spojrzał na Ciebie tak, jakby za chwilę chciał Cię zastrzelić, po czym wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.Wróćmy do obecnej sytuacji ze znajomymi. Nagle Twój chłopak/dziewczyna pocałował Cię przy wszystkim w szyję. Zwracasz mu głośno uwagę, że tak nie wolno, bo u Ciebie w domu takie okazywanie uczuć rodziców w obecności kogokolwiek było niedozwolone. I niech tylko spróbuje powiedzieć, że u niego było inaczej. Niech spróbuje przeciwstawić się Twoim przekonaniom. Twoje zachowanie będzie wynikało jedynie z silnej potrzeby, by udowodnić, że Twoje przekonania i standardy wyniesione z domu są jedynymi słusznymi. Zasada jest taka, że im bardziej czegoś chcesz, tym silniej się tego boisz i tym silniej od tego uciekasz. Wszystko po to, by chronić swoje przekonania, że tylko to, co działo się w Twojej rodzinie jest słuszne i poprawne.

Przejdźmy do czegoś, co jest teraz bardzo popularne - bycie w związku. Załóżmy, że jesteś w związku, w którym nie jesteś szczęśliwa. Mimo powszechnie panującego przekonania, że ZWIĄZEK = SZCZĘŚCIE, Ty jakoś tego szczęścia nie odczuwasz. Jakimś trafem opowiadasz o tym rodzinie. W tym momencie popełniasz podstawowy błąd. Rodzina twierdzi, że oczywiście przesadzasz, Twój partner/ka jest idealny, za dużo wymagasz, wymyślasz, nie wiedzą jak coś może Ci w tej osobie nie pasować, bo to przecież "miła dziewczyna"/"miły chłopak". Więc to, co Ci pozostaje to stworzenie w sobie przekonania, że to z Tobą jest coś nie tak i musisz zrobić wszystko, żeby dostrzec w niej/nim tą wspaniałość, która widzą inni.... i męczenie się przez następne 5, 10, 15 lat.

Kolejne przekonanie dotyczy powszechnie powtarzanej jak mantra formułki, że "Człowiek to istota społeczna". W takim wypadku nie pozostaje Ci nic innego jak znalezienie sobie paczki przyjaciół, znalezienie sobie partnera, wzięcie ślubu, założenie rodziny... najlepiej nie później niż do trzydziestki. Pomyśl tylko ile osób zepsuło sobie życie wchodząc w toksyczne związki, zawierając nic nie warte przyjaźnie. Odpowiedz sobie na pytanie: Czym jest dla Ciebie szczęście? Nie akceptuję odpowiedzi w stylu: "Udany związek", "Uśmiech bąbelka", "Szczęśliwa rodzina". Nie pytam o to czym jest szczęście według Twoich rodziców, dziadków, brata, siostry. Pytam się czym jest szczęście dla CIEBIE. 

Kolejnym śmiesznym przekonaniem jest to odnoszące się do "Boga". Nie zastanawiałeś się nad tym jak to jest, że to właśnie tam gdzie się urodziłeś, Twój Bóg jest tym jedynym prawdziwym. Urodziłeś się w idealnym miejscu, tam gdzie czczą tego właściwego Boga. Fascynujące. To Ty i Twoja rodzina, osoby z bliskiego otoczenia staniecie u wrót raju, ale nikt inny, kto wyznaje innego "niewłaściwego Boga". Poczucie przynależność... czy coś Ci to mówi? Musisz czuć przynależność, ktoś musi wyznaczać granice Twojego potencjału. A spróbuj tylko coś zakwestionować. Bajkę o wszechwiedzącym i wszechmocnym Bogu, który może usłyszeć Twoje grzechy tylko jeśli powiesz je bezrobotnemu facetowi w sukience. To nie ma sensu. Ale spróbuj to zakwestionować. Co usłyszysz w zamian? "ZAMKNIJ SIĘ, ZAMKNIJ SIĘ I NIE KWESTIONUJ". Na każe Twoje "ale" znajdzie się ktoś kto chętnie Ci to "wytłumaczy": "To nie jest Twoja sprawa, wiara nie jest prywatną sprawą, jesteś we wspólnocie", "potępiamy grzech a nie człowieka", "też jesteś częścią kościoła, też jesteś grzeszny dlatego kościół również taki musi być, ale to własność Boga".

Nawet jeżeli Ty będziesz świadomy posiadanych przekonań, to nie zapominaj, że cała reszta świata to jeden wielki freestyle. Poszerzaj swoją wiedzę na poszczególne tematy, zwiększaj świadomość innych. Wystrzegaj się swoich pierwszych odruchów.

"Ludziom wydaje się, że myślą, podczas gdy zmieniają jedynie swoje przekonania"
- William James 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1