Dylematy

 

Wśród rodziny, przyjaciół, znajomych uchodzicie za dobraną parę. Kilka lat a może nawet dekad razem mają świadczyć o tym, że raz lepiej, raz gorzej, ale najważniejsze, że do przodu. Jednak Ty wiesz, że od dawna się wypaliło. Może od początku nie było niczego poza chęcią posiadania kogoś. Mógł to być ktokolwiek, kto został na noc, jedną, drugą, kolejną, na tydzień, miesiąc, rok, lata. Nie jest jak we śnie, nawet tak nie bywa. Ale przecież partner/ka to nie rękawiczki - nie będziesz wymieniał co sezon. Poza tym, przecież w każdej relacji czasem coś zgrzyta. Po jakimś czasie masz już pewność, że TO NIE TO. Tylko partner nie zawsze podziela Twoje zdanie. A nawet jeśli, to po takim czasie relacja oparta na zależności staje się coraz trudniejsza do zakończenia. Przecież każde z Was coś zainwestowało, na pewno czas i emocje. 

Dlaczego mimo niezadowolenia i braku satysfakcji tkwisz w takim UKŁADZIE?

 

Powodów może być multum, ale najczęściej sprowadza się to do:

 

Niskiego poczucia własnej wartości. Wydaje Ci się, że bez drugiej osoby będzie wybrakowany, nijaki. Rozstanie traktujesz jako osobistą porażkę. Boisz się reakcji


otoczenia. Że ktoś będzie podważał TWOJĄ decyzję. Właśnie... skoro decyzja jest Twoja, to Twoja jest też odpowiedzialność za nią. Wiesz, że nie ma już odwrotu. Boisz się, że możesz zmienić zdanie, wyjść na osobę działającą chaotycznie, bez zastanowienia. Do tego oczywiście dochodzi kwestia zranienia drugiej osoby, która po powrocie (o ile na taki się zgodzi) będzie oczekiwała od Ciebie więcej. Może nawet okazać się, że jesteście już po jednym, drugim, piątym, kolejnym zerwaniu i partner nie będzie traktował Cię poważnie. Boisz się, że nikt już Cię nie zaakceptuje. Nie będziesz mógł się czuć swobodnie. Przecież to takie niedorzeczne i prostackie beknąć przy drugiej osobie, albo nie daj Boże... puścić bąka. O matko, to dopiero tragedia, do końca życia będziesz musiał wstrzymywać te odruchy organizmu. Ja bym pieprzyła taką relację, w której nie możesz być w 100% sobą. Ale rozumiem, że w tym momencie może Ci się to wydawać nie do pomyślenia, że obecny partner czy partnerka też była dla Ciebie zupełnie obcą osobą (najczęściej).  


Kolejnym powodem dla którego dalej w tym tkwisz jest legalizacja związku i to, że z 1+1 zrobiło się 3 lub 4 lub więcej. Boisz się rozwodu po polsku - bez klasy i kasy. Wyciągania


brudów, stresu, konieczności konfrontacji. Może nawet nie przyszło Ci do głowy podpisać intercyzę przed ślubem, bo przecież to nie fair i chamskie wobec partnera. A może dorobiliście się "wspólnie", ale Ty masz na to trochę inny pogląd niż Twój partner/ka. Jeżeli jest dziecko czy dzieci to za wszelką cenę chcesz im zaoszczędzić koszmaru, który nie powinien być ich udziałem (a który i tak w końcu im zafundujesz, w zasadzie już to robisz). To może dotyczyć też sytuacji, w której nie jesteście małżeństwem, ale mieszkacie razem, razem spłacacie kredyty, inwestujecie w coś razem (i oczywiście w siebie nawzajem). Lęk przed tym, że sam sobie nie poradzisz może Cię paraliżować. Tylko czy lepiej bać się, że coś może się wydarzyć czy żałować, że nigdy się o tym nie przekonasz? Czy naprawdę uważasz, że poradzić sobie można tylko w diadzie? Tworzycie białe małżeństwo z przyzwyczajenia. Może nawet od czasu do czasu uprawiacie seks, taki w którym gra wstępna sprowadza się do "Zdejmuj majtki". Czy dla przyzwyczajenia i pozornego poczucia stabilizacji warto męczyć się kolejnych X lat? A może do końca życia?


Boisz się, że kolejnym razem też nie wyjdzie. Skoro tym razem się nie udało, to dlaczego następnym ma się udać? Z takim podejściem jest bardzo prawdopodobne, że się nie uda. Nie traktuj swego życia jako samospełniającej się przepowiedni. Nie mów kolejnemu partnerowi, że pewnie myśli, że skoro raz się rozwiodłaś, zakończyłaś długoletni związek to tym razem też się tak skończy. NIE MYŚL ZA KOGOŚ. 

 

Boisz się, że były partner będzie szczęśliwszy z kimś innym, a Ty zostaniesz sam. Trudno o inny komentarz niż ten, że jesteś totalnym egoistą. Skoro Ty nie możesz być szczęśliwy to nie odbieraj szansy na szczęście komuś innemu. Pomyśl - kto jest w tej
relacji toksyczny? 

 

A może po prostu NIE CHCESZ KOŃCZYĆ TEJ RELACJI. Może huśtawka emocjonalna i takie życie, jakie prowadzisz tak naprawdę Ci odpowiadają. Być może nie chcesz przyznać tego sam przed sobą, ale w gruncie rzeczy zmiana partnerki nic nie da, bo największy problem (Ty) zostanie z Tobą. Może wiesz, że chwilowa fascynacja kimś innym jest nieunikniona po jakimś czasie obcowania z tą samą osobą? A może stawianie siebie w roli ofiary i pokrzywdzonego, który dokonał "złego wyboru" odwraca Twoją uwagę od innych spraw, które na ten moment Cię przytłaczają? Boisz się, że po zakończeniu niesatysfakcjonującej relacji zostaniesz sam ze sobą. 


Czasami liczą się starania a nie sam efekt końcowy…

 

 

Każdy z Nas popełnia błędy. Zawsze sięgaj głębiej. Pamiętaj, że każda decyzja musi być przemyślana, a przede wszystkim TWOJA.



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1