Odpowiedź na pytania cd.

 3.Co sądzisz o równouprawnieniu i feminizmie? Uważasz, że kobiety powinny być równe mężczyznom?


Nie uważam, że kobieta jest równa mężczyźnie. Kobieta nigdy nie będzie mężczyzną, tak samo jak mężczyzna nie będzie kobietą. Uważam natomiast, że obecne podejście ma wiele cech feminizmu.

Kiedyś mężczyzna żeby mieć żonę, rodzinę, musiał być na pewnym poziomie. Dzisiaj tego nie ma. Skoro mężczyzna ma seks za darmo praktycznie na wyciągnięcie ręki, opłaca wszystko na pół z partnerką, albo ona płaci, bo jest bardziej ambitna i sięga wyżej (przecież musi sobie i innym udowodnić, że jest co najmniej tyle samo warta, co mężczyzna). Wszystko jest za darmo, chociaż oczywiście to nie to samo. Tak samo jak fast-food nie jest jedzeniem, tylko jakimś zapychadłem. Dzisiaj związki wyglądają jak transakcje biznesowe. Tylko, że kobiety nie za bardzo wiedzą co mają ze sobą robić. W tej chwili technologia daje kobietom więcej czasu i wygody. Bo pranie zrobi pralka, naczynia pozmywa zmywarka, nawet nie trzeba odkurzać, bo są roboty, które zrobią to za Nas. W związku z dużą ilością czasu, kobiety próbują dorównać mężczyznom, tylko że to jest niemożliwe.

Z jednej strony kobiety dążą do perfekcji, a z drugiej same sprawiają, że mężczyźni postrzegają je jak obiekty. Kobiety nie myślą w taki sposób jak mężczyźni. W pewnych kwestiach dominują mężczyźni, w innych kobiety. Trzeba zaakceptować rzeczywistość taką jaka jest. Kobiety były i są atrakcyjne dla mężczyzn pod względem fizycznym, ale jako kobiety posiadają też pewne naturalne zasoby, które sprawiają, że mężczyźni wchodzą z nimi w związki. Mówiąc inaczej, mężczyźni mają pewne swoje cechy, tak samo kobiety. Rolą mężczyzny jest przede wszystkim zapewnianie bezpieczeństwa. Kobiety są z natury słabsze, bardziej wrażliwe, uległe, łatwiej nami manipulować. Wmówić, że muszę dorównać zasobami mężczyznom.

Kobietom obecnie wtłacza się myślenie, że jeżeli nie osiągną sukcesu, nie zrobią kariery to nie są nic warte. Wtedy wychodzi na to, że kobieta nie oferuje mężczyźnie niczego, bo to jego rolą powinno być tradycyjnie zapewnianie bezpieczeństwa. Jeżeli kobieta to robi, to oznacza, że taki samiec beta nie ma już nic do zrobienia. Z drugiej strony trudno oszukać naturę. Kobiety myślą o wydawaniu zasobów, których nie mają (stąd kredyty, długi, pożyczki, chwilówki, które często zaciągają mężczyźni na potrzeby wykreowane przez ich partnerki).

Sądzę, po sobie, że takie myślenie i działanie nie prowadzi do niczego dobrego. Feminizacja społeczeństwa doprowadziła obecnie do zaprzeczania naturze, pseudowolności i przy okazji (chociaż to temat na oddzielny post) "przeżerania" zasobów społecznych. 

Jeżeli facet nie czuje, że robi coś dla swojej kobiety, widzi, że kobieta nie docenia tego co robi i "przeżera" jego zasoby to szuka wtedy kochanki, kogoś na miejsce swojej kobiety, bo nie czuje się mężczyzną. Kobiety cenią stabilizację i bezpieczeństwo, ale robią wszystko, żeby czuć, że sama to sobie zapewnia. Stąd bierze się to całe niedocenianie, brak zaufania do partnera, że nie zostawi na lodzie. Mężczyzna potrzebuje wyzwania. A kobieta, która przejęła jego zadania w życiu nie jest czymś o co warto walczyć.

Podsumowując, uważam, że równouprawnienie to zaprzeczanie naturze i rozpad pewnej struktury społecznej. Wystarczy popatrzeć na swoje matki, ciotki, babki. Czy one wyglądają na uciemiężone, przybite, zgniecione przez życie? Czy ich psychika jest zniszczona tak jak w przypadku współczesnych kobiet, dla których jedyną wartością jest zrobienie kariery i zarabianie więcej niż mąż, żeby coś sobie albo jemu udowodnić?

Mamy obecnie atomizację społeczeństwa. Mężczyźni żyją sobie, a kobiety sobie. Praktycznie wszystko jest dzisiaj za darmo, bo żeby wejść w relację wystarczy założyć Tindera, spotkać się raz czy drugi. Nie ma tutaj elementu starania się, wyzwania. Tylko, co z tego, że za darmo, skoro wszystko jest gówniane.


4. Co się stało, że przestałaś chodzić do kościoła?

 

Powiem więcej, nie tylko przestałam tam chodzić, ale przestałam też wierzyć w Boga i wszystko, co wiąże się z religią. Do 15/16 roku życia byłam osobą bardzo wierzącą, co wiązało się z wychowaniem przez babcię. Nie chcę używać tutaj pejoratywnego określenia jakim jest fanatyk religijny, ale ciężko znaleźć lepsze określenie. Dopiero po pobycie w szpitalu, który trwał ponad miesiąc i podczas którego nie miałam kontaktu z kościołem, księżmi, itd., zrozumiałam dużo rzeczy. Pierwszą z nich, może prozaiczną, ale jednak, było to, że zaczęłam zauważać, że księża mówią do dorosłych jak do dzieci. Zwróć na to uwagę, jak będziesz następnym razem na mszy. Na ton głosu, modulację. Zobaczysz, że jest to bardzo infantylne. Żaden ksiądz, którego poznałam nie rozmawiał nawet z osobami w średniej dorosłości, jak równy z równym. Zaczęło mnie to zastanawiać. 

Pewnego razu sama osoba wierząca zwróciła mi uwagę, że wszystko, co dzieje się podczas mszy przypomina sektę. Bezrefleksyjne, wspólne odmawianie modlitw, próśb, stałych elementów mszy. Zaczęło to wyglądać niepokojąco i dziwnie. Osoby fanatyczne są bardzo słabe psychicznie. Niezmiernie łatwo nimi manipulować, wystarczy mówić to, co chcą usłyszeć. Jeżeli mają źle na tym łez padole, to wystarczy obiecać życie wieczne. Dlaczego dzieci w wieku 7-9 lat mają klękać przed księdzem i wyznawać mu swoje grzechy? Skoro w nauczaniu kościoła osoby poniżej 12-13 roku życia nie są zdolne do grzechów ciężkich i nie mogą za nie odpowiadać, bo nie mają w pełni ukształtowanej psychiki? Pewnie słyszysz to pierwszy raz, bo żaden ksiądz Ci tego nie powie. A chodzi tylko o to, żeby takie jednostki jak najsilniej związać z instytucją i zaaplikować im odpowiednią kontrolę i poczucie niższości, bo na tym to polega. Ja wstałam z kolan dopiero w wieku 15-16 lat, ale są osoby związane z tą ideologią całe życie.

Później zaczęłam zastanawiać się czy osoby, które chodzą do kościoła są gotowe podważać swoją wiarę czy traktują ją jak ideologię. Okazało się, że to drugie. W związku z tym, ksiądz może takim osobom powiedzieć to na co mu przyjdzie ochota, a one i tak to chętnie przyjmą i każdy, kto spróbuje podważyć te słowa będzie uważany za dziwaka, a nie za logicznie myślącą jednostkę. Bo o tym, że wiara nie ma za wiele wspólnego (delikatnie mówiąc) z logiką, przekonałam się dogłębnie kilka lat później. 

Sama religia jest dla mnie ok, bo jeżeli nie ma fanatyzmu to nie będzie powodować problemów. Najwyżej będzie ograniczać rozwój, ale to też nie problem, bo nie każdy chce się rozwijać. Dopiero, kiedy ktoś mówi, że jest pewien wszystkiego w co wierzy i w żaden sposób nie chce i nie będzie tego kwestionował, to zapala mi się czerwona lampka. To znaczy, że mam do czynienia z fanatykiem. Bo przekonania religijne można jeszcze podważyć, a pewność? Na jakiej podstawie masz tę pewność? Widziałeś Boga? Rościsz sobie prawo do tego, żeby poznać Jego tajemnice i wiedzieć o nim wszystko? Na jakiej podstawie? 

Myślę, że 99,9% ludzi wierzących nie wie nawet za co umarł Jezus zgodnie z założeniami ich wiary. Twierdzą, że za ich grzechy. Ale jaki to ma sens? Jaki sens jest w tym, że gdyby ktoś zrobił Ci krzywdę, wysłałbyś swoje dziecko, żeby umarło na krzyżu za to, że ktoś był nieuczciwy wobec Ciebie? Żebyś nie musiała szukać odpowiedzi, powiem Ci, że Jezus zgodnie z Twoją wiarą umarł za prawdę. Bo wolał powiedzieć prawdę, że jest synem Boga, zamiast żyć wygodnie w kłamstwie. Dla mnie jest to pewien symbol i przenośnia. Dla fanatyków religijnych jest to ślepa wiara w to, że syn Boży umarł za nich, żeby mogli cieszyć się życiem wiecznym bez żadnych zmartwień w niebie, po śmierci. 

Zobacz ile narcyzmu jest w osobach wierzących, które są przekonane, że to one wiedzą najlepiej, że one wierzą w tego jedynego, prawdziwego Boga. Wszyscy inni się mylą, wszyscy, którzy wyznają inną wiarę.

Z lekcji religii na pewno pamiętasz, że katechetka mówiła, że Bóg jest jeden. A skoro tak, to nie ma znaczenia czy będzie to Bóg chrześcijański. Więc po co było tworzyć nową religię taką  jak chrześcijaństwo? I to nie tak dawno, biorąc pod uwagę, od jak dawna istnieje życie na Ziemi.

Zagłębiając się w literaturę, okazało się, że to całe chrześcijaństwo to nic innego, jak zbiór wierzeń i praktyk pogańskich, greckich, żydowskich, itd. Nie ma w tym nic nowego, może poza dodaniem kilka wieków temu Ducha Świętego, kiedy to okazało się, że kobiety nie są wiatropylne i potrzeba jednak kogoś, kto je zapłodni. Kłóciło się to z czystością i niepokalanością Maryi. W związku z tym bajka o Duchu Świętym była kolejnym posunięciem, żeby nie stracić twarzy w oczach ludzi. 

Podsumowując, nie widzę żadnego powodu, żebym miała dłużej utożsamiać się w jakikolwiek sposób z tą ideologią. Dla mnie jest to temat zamknięty. Nie będę nikogo przekonywać do swoich racji, możemy wymienić się argumentami - bardzo chętnie. Szkoda tylko, że z osobami wierzącymi najczęściej taka wymiana nie jest możliwa.


Komentarze

  1. Na blogu jeszcze nie pisałem. Fajnie napisałaś o feminiźmie. Ja jednak Ad. 4.
    Ja jako fanatyczny katol .... nie nie. Nie będę Cię nawracał, przekonywał i obrzucał błotem. Wiesz doskonale, że podejście do wiary, do Boga jest w gruncie rzeczy sprawą indywidualną. Niestety często spotykamy "ludzi Kościoła", którzy niszczą to co dobre. Mój brat jest księdzem i mam ten przywilej, że rozmowy prowadziliśmy jak brat z bratem a nie tak jak napisałaś (bo w wielu przypadkach tak właśnie jest).On był zawsze "święty" a ja sex, motocykle i rockroll. Dwa oddzielne bieguny. Jednak ja w tym wszystkim odnalazłem Boga. Nie wstydzę się tego wśród moich niewierzących znajomych. Ze wszystkim tym co napisałaś można polemizować, ale tak szczerze, to ja jestem za cienki bolek, żeby to robić. Życzę Ci, żebyś odnalazła sens życia i nigdy się nie zagubiła. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monogamia? Nie, dzięki.

Video Pytania-Odpowiedzi 1